W środę reprezentacja Polski mężczyzn pokonała Stany Zjednoczone po niezwykle emocjonującym i pełnym zwrotów pięciosetowym półfinale XXXIII Igrzysk Olimpijskich Paryż. Biało-Czerwoni po 48 latach ponownie staną przed szansą wywalczenia najcenniejszego, złotego medalu. - Wierzyliśmy do końca, że stać nas na zwycięstwo w tym półfinale - powiedział Norbert Huber, środkowy polskiego zespołu.
Półfinałowe spotkanie pomiędzy reprezentacją Polski a USA śmiało, można byłoby określić mianem meczu godnego finału Igrzysk Olimpijskich. Obie drużyny zostawiły na boisku wiele zdrowia i sił, aby wywalczyć upragniony awans do sobotniego finału. Szala zwycięstwa przechyla się to na jedną, to na drugą stronę.
W spotkanie lepiej weszli Polacy, którzy wygrali premierową partię do 23. Jednak w kolejnych już częściach meczu lepiej spisywali się Amerykanie. Wydawało się, że są na dobrej drodze do zwycięstwa 3:1. Tak się jednak nie stało. Biało-Czerwoni walczyli do końca. Świetną zmianę dał Grzegorz Łomacz. Pomimo dolegliwości barku z boiska nie zszedł Paweł Zatorski, a w ataku nie zatrzymywał się Tomasz Fornal czy Wilfredo Leon.
- Zagraliśmy dobry mecz, ale niezwykle trudny na wysokim tętnie. Musieliśmy pokazać wiele twarzy i wrócić do swojej gry z trudnego wyniku. oczywiście mieliśmy świadomość presji, ale wszystko dobrze się skończyło. Najważniejsze, że to nasza drużyna go wygrała - wyznał Norbert Huber, środkowy reprezentacji Polski.
Zawodnicy po ostatnim gwizdku tego półfinałowego spotkania padli sobie w ramiona, wspólnie cieszą się z upragnionego medalu Igrzysk Olimpijskich. Jednak nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. W opinii zawodników kluczem było to, że wierzyli do końca, że mogą wygrać to niezwykle ważne, żeby nie powiedzieć, jedno z najważniejszych spotkań w sportowej karierze.
- To było ciężkie spotkanie i naprawdę daliśmy z siebie wszystko, żeby go wygrać. Trener powiedział nam, że dalej możemy wygrać to spotkanie i jesteśmy w grze. Wierzyliśmy do końca, że stać nas na zwycięstwo w tym półfinale - zakończył Huber.
Źródło: Mariusz Szyszko z Paryża